Przepłynął tuż pod kładką. Teraz czeka go wyrok

infoship
14.06.2019 14:30
0 Komentarzy

Starałem się zrobić wszystko tak, żeby było dobrze – wyjaśniał 13 czerwca przed Sądem Rejonowym w Gdańsku oskarżony Marek W., kierownik statku wycieczkowego, który w lipcu 2017 r. na Motławie przepłynął tuż pod opuszczanym betonowym przęsłem zwodzonej kładki.

Marek W. został oskarżony przez prokuraturę o „sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu wodnym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach”, za co grozi do 8 lat więzienia.

Oskarżony nie przyznał się do winy. 66-letni Marek W. opowiadał w sądzie, że to był „normalny, rutynowy” rejs z centrum Gdańska na Westerplatte.

Rutynowy rejs

-„Odpływając z Westerplatte, mieliśmy 5-minutowe opóźnienie, bo jeden z pasażerów poszedł na lody, a jego żona, czekając na niego, stała na trapie. Próbowałem nadgonić czas maksymalnie, jak się dało. Kiedy do opuszczenia kładki zostało półtorej minuty, próbowałem kilka razy skontaktować się z jej operatorem i prosić go o opóźnienie tej czynności, ale on nie odbierał. Po jakimś czasie operator odezwał się do mnie i zakomunikował: +Danuta nie wpływaj, bo ja już kładkę opuszczam+” – mówił oskarżony.

Dodał, że starał się w tym momencie wyhamować statek, ale po chwili zorientował się, że to nic nie da.

-„Taki statek ma swoją masę i ja go nie posadzę w miejscu. Zwiększyłem więc obroty silnika, aby zmieścić jednostkę pod opuszczającą się kładką. Gdybym nie zdążył, to wypadłby jeden kurs z całego rozkładu jazdy” – powiedział kapitan statku.

To tylko incydent

Marek W., który występuje przed sądem bez obrońcy, mówił też, że został w tej sprawie niesprawiedliwie oskarżony.

„Już 30 lat pływam na statkach i przeżyłem niejedną groźną sytuację. To był incydent. Jestem cztery razy karany za to samo zdarzenie. Żegluga Gdańska ukarała mnie naganą, Urząd Morski dał mi 400-złotowy mandat za wykroczenie i wreszcie prokurator zawiesił mnie w prawach kierowania statkiem. Teraz stoję przed sądem. Wszystko to za jedno wykroczenie, po którym nie było nawet odprysku farby” – ocenił oskarżony.

Do incydentu doszło 25 lipca 2017 r. na Motławie w Gdańsku. W trakcie opuszczania ruchomej kładki dla pieszych przepłynął pod nią statek pasażerski „Danuta”. Jednostka poruszała się w kierunku przystani Zielona Brama.

Jak ustalono w śledztwie, które prowadziła Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście, statek poruszał się zbyt szybko: kierujący nim oskarżony Marek W. znacznie przekroczył dozwoloną w tym miejscu prędkość. Jednostka płynęła, mimo że znajdująca się na jej drodze kładka zaczęła się opuszczać.

Według prokuratury, kierujący statkiem Marek W. w końcu rozpoczął hamowanie, ale stało się to zbyt późno: jednostka wpłynęła pod opuszczające się przęsło i przepłynęła pod nim. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że kładka nie zahaczyła o statek i nie ucierpiały osoby przebywające na jego pokładzie.

Statkiem podróżowało 139 pasażerów. W tej sprawie prokuratura oskarżyła także operatora kładki, którego proces ma się rozpocząć w listopadzie.

Prokuratura uzyskała m.in. opinię biegłego z zakresu żeglugi, z której wynika, że zarówno kierownik statku pasażerskiego, jak i operator kładki umyślnie naruszyli zasady bezpieczeństwa w ruchu wodnym.

Początkowo prokuratura prowadziła jedno dochodzenie, ale m.in. po uzyskaniu opinii biegłego z zakresu żeglugi wyodrębniono drugie śledztwo. Takie działanie było konieczne, bo ta sama osoba nie może być w jednym postępowaniu zarówno pokrzywdzonym, jak i podejrzanym, a tak byłoby w przypadku kierownika statku.(PAP)

Komentarze